środa, 29 czerwca 2016

Lucinda Riley "Róża Północy"

Autor: Lucinda Riley
Wydawnictwo: Albatros



„Żeby iść w przyszłość, najpierw trzeba uszanować przeszłość” – te słowa amerykańskiej autorki Curtis Sittenfeld doskonale oddają życiową prawdę, której zbyt często nie chcemy przyjąć do swojej świadomości. To, kim jesteśmy dziś, co robimy, jak się zachowujemy, jest sumą wcześniejszych doświadczeń, wpojonych wartości, a także - w pewien sposób - dziedzictwem naszych przodków. Na tych powiązaniach bazują między innymi ustawienia hellingerowskie, ale niezależnie od naszego do nich stosunku musimy przyznać, że sami, codziennie niemal możemy zauważyć wpływ, jaki wywarli na nas bliscy i nasza przeszłość. Nasze gesty to odbicie gestów naszych matek czy babek, a często używane zwroty zwykle zasłyszane są właśnie w rodzinnych domach. Z dzieciństwa biorą się też ograniczające nas przekonania, a także przyczyny błędów, które popełniamy obecnie.

O tym, jak mocno przeszłość może determinować naszą teraźniejszość i przyszłość, doskonale wie Lucinda Riley, autorka napisanej z rozmachem powieści „Róża Północy”. Opublikowana nakładem wydawnictwa Albatros książka zachwyca, wzrusza i na długo zostaje w naszych sercach, otulając nas niczym jedna z baśni czytywanych na dobranoc. To malownicza podróż po Indiach przesyconych zapachem olejków eterycznych oraz olśniewających blaskiem klejnotów noszonych przez księżniczki, choć nie brak w niej bolesnych momentów. To również obraz bezlitosnego świata filmu, zawłaszczającego prywatność aktorów oraz sielskiego odpoczynku na angielskiej wsi, gdzie mit bogatej arystokracji jest tylko … mitem. Po książkę sięgnąć mogą wszyscy czytelnicy, poszukujący w książce głębi, emocji i zachwytu, stawiający przed autorem i bohaterami wysokie wymagania. Swym klimatem przypominająca „Księgę tysiąca i jednej nocy” powieść nie ma jednak w sobie nic z magii, chyba, że magii słowa. Jest to bowiem opowieść o życiu, jego cieniach i blaskach, o trudnych wyborach i kompromisach, na które często musimy wyrazić zgodę. 

Wraz z autorką przenosimy się do Indii, do Dardżyling, gdzie Anahita Chavan obchodzi właśnie swoje setne urodziny. To okazja do spotkania bliskich, bowiem na przyjęciu z tej okazji zjawia się córka, wnuki, a nawet prawnuki, swoją obecnością dając wyraz szacunku, ale i oddania. Niestety wśród nich nie ma osoby, którą kobieta pragnęłaby najmocniej zobaczyć – jej syna, który według oficjalnych źródeł zmarł przed laty. Anahita jest jednak przekonana, że dziecko, które pozostawiła w Anglii w czasie I wojny światowej przeżyło, niestety mimo wysiłków nie udało jej się go odnaleźć. Dlatego też tygodniami pisała do niego list, zawierając na kolejnych stronicach historię swojego życia. 

Obawa, iż Pan wezwie ją do siebie przed spotkaniem z synem sprawia, że decyduje się powierzyć list swojemu prawnukowi, rzutkiemu biznesmenowi Ariemu, prosząc jednocześnie o kontynuowanie poszukiwań. Życie Ariego Malika, upływa jednak na służbowych spotkaniach i dbaniu o stan swojego konta, dlatego też zapiski Anahity wędrują do szuflady. Przypomina sobie o nich rok później, kiedy po pogrzebie prababki, na którym nie był obecny z uwagi na prowadzone negocjacje, otrzymuje od niej list. I nawet wówczas zaślepiony żądzą posiadania mężczyzna nie skoncentrowałby się na prośbie babki, gdyby nie wstrząs, jaki wywołała w nim jego partnerka. Nie mogąc już znieść jego pogoni za pieniędzmi, nieustannego braku czasu i niechęci do małżeństwa opuściła go, zaś Ari zdał sobie sprawę, że od lat zabiegając o dobra materialne zaniedbał zarówno przyjaciół, jak i rodzinę. Teraz nie ma przy nim nikogo, a ta świadomość odbiera mu motywację i zapał do dalszej pracy. Postanawia zatem wykorzystać ten czas i spełnić prośbę prababki …

Autorka przedstawia nam też młodą, utalentowaną i niezwykle piękną amerykańską aktorkę, Rebeccę Bradley, która opuszcza właśnie Stany Zjednoczone, by na angielskiej wsi kręcić film osadzony w przeszłości, w początkach XX wieku. Tak naprawdę jej wyjazd jest ucieczką przed deklaracją, jaką wymaga od niej jej partner, aktor u kresu kariery, który coraz częściej znajduje się w narkotykowym ciągu. Rebecca kocha Jacka, ale jego zachowanie boleśnie przypomina jej przeszłość, do której nie chce wracać. Dlatego też nie udziela jednoznacznej odpowiedzi odnośnie zamążpójścia, co zresztą nie przeszkadza aktorowi w ogłoszeniu zaręczyn całemu światu, aby znów wypłynąć na fali popularności. Wydaje się, że plan zdjęciowy umieszczony na terenie posiadłości Astbury to idealne rozwiązanie, nie tylko po to, by skryć się przed tłumem dziennikarzy, ale i przed interesownym parterem. Rebecca ma to szczęście, że jako jedyna z ekipy filmowej może mieszkać w rezydencji, bowiem lord Astbury jest samotnikiem i nie przepada za rozgardiaszem. Jedynie konieczność utrzymania podupadłego domostwa skłoniła go do wydania zgody na kręcenie scen na okalającym posiadłość terenie, choć – pod wpływem młodej aktorki – nieco łagodzi on swoją szorstką powierzchowność. Być może dlatego, że Rebecca jest uderzająco podobna do jego babki – Violet, Amerykanki, która w młodym wieku zmarła przy porodzie, pozostawiając na świecie córkę. 

W jaki sposób te dwie historie – ta rozgrywająca się w Indiach i na angielskiej wsi są ze sobą powiązane? Co kryją zapiski Anahity i jaką tajemnicę powierzyła w nich synowi? Jaka tajemnica wiąże się z podobieństwem młodej aktorki i babki angielskiego lorda? To zaledwie kilka z dziesiątek pytań, które pojawiają się podczas lektury tej spektakularnej powieści, stanowiącej gotowy materiał na scenariusz filmowy. Podróżujemy wraz z Autorką do współczesnych Indii, by zaraz przenieść się w okolice angielskiego Devon, a za chwilę zaś powrócić do Dźajpuru roku 1911, odwiedzając pałace indyjskich księżniczek i zachwycając się wszechobecnym przepychem. Każda strona budzi coraz większy zachwyt, obezwładnia nas plastycznymi opisami, dzięki którym przenosimy się do majestatycznych posiadłości, zarówno maharadży Dźajpuru, jak i Koch Biharu. Właśnie ta plastyczność słowa, dzięki której autorka tworzy na potrzeby naszej wyobraźni malownicze obrazy, a także sama fabuła i misternie skonstruowani bohaterowie sprawiają, że w „Róży Północy” odbija się wielki talent autorki. Trudno jest powstrzymać emocje czytając o niedostępnych dla przeciętnego człowieka bogactwach, trudno też nie zaangażować się w miłość, która nie powinna się narodzić. Nie może dziwić zatem nasz egzaltowany stosunek do powieści Riley, nasze wybuchy rozpaczy i gwałtowne reakcje na określone wydarzenia. Wszak ponadprzeciętna książka zasługuje na ponadprzeciętne reakcję na nią!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz